Chyba każdy kto myśli o założeniu własnej firmy czy ogólnie: rozpoczęciu jakiejś własnej działalności, zastanawia się co zrobić, żeby nie przeżyć kolejnych lat w poczuciu wiecznej niepewności i bez wakacji.
Może to zbyt ogólne stwierdzenie, ale chyba to znacie. Krąży takie przeświadczenie, że zakładając własny biznes musisz zapomnieć o wakacjach. Chorowanie też oczywiście nie wchodzi w grę! A jeśli złamiesz nogę lecąc na spotkanie (bo nie na nartach – nie myśl nawet o urlopie!) to niestety musisz wstać, otrzepać się i dalej zasuwać. Jeśli masz jakieś oszczędności to kup zapas smalcu i chleba, żeby do czasu powrotu do zdrowia (i zarabiania) jakoś dożyć.
Co jeszcze trapi (bądź powinno trapić) osobę która poważnie myśli o zarabianiu na własnej działalności? Pytanie: czy z tego co chcę robić, uda się utrzymać rok w rok przez kolejne lata? Jeśli jest to zajęcie sezonowe to czy przyniesie takie zyski jak połów krabów lub poszukiwanie złota – setki tysięcy, które wystarczą na cały rok? Jeśli to co chcemy robić opiera się na modzie – to jak długo może utrzymać się (i nas) ta moda?
Podzielę się z Wami swoim doświadczeniem i tym czego nauczyłam się… robiąc coś nie związanego z moim zawodem.
Od wielu lat bowiem działam w tzw. 3 sektorze – w różnych organizacjach, przy różnych projektach i dzięki temu miałam okazję wiele się nauczyć.
Zdradzę Wam teraz podstawową zasadę działania organizacji pozarządowej (w każdej dziedzinie!) – otóż organizacja działająca pro publico bono musi mieć różne źródła finansowania. Przynajmniej 3 różne. Nie może liczyć tylko na granty – bo mogą się skończyć, nie może liczyć tylko na datki – bo bywają różne, nie może liczyć na jednego sponsora – bo ten może się wycofać lub zacząć próbować dyktować swoje reguły. Żeby stowarzyszenie czy fundacja mogły się rozwijać potrzebują mieć zdywersyfikowane źródła wsparcia. Im więcej tym lepiej, bo wykruszenie się jednego nie spowoduje upadku czy choćby zakłócenia działania organizacji.
Dobrym porównaniem może być tutaj taboret – jeśli chcemy na nim spokojnie i bezpiecznie usiąść musi mieć przynajmniej 3 nogi. I ten sposób myślenia warto przenieść też na nasze życie i naszą działalność. Polecam Wam poszukanie sobie właśnie 3 filarów finansowania – bo to daje poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji.
Popatrzmy może na konkretny przykład: fotograf ślubny.
Jeśli jest dobry, w lecie nie będzie miał problemów z pracą – co sobota ślub. Ograniczeniem jest tylko fakt, że się nie rozdwoi. W zimie może być trochę gorzej z pracą – jest mniej ślubów, zlecenia dostaną najlepsi, albo najtańsi niestety. Co zrobić?
Pierwsza myśl jest taka, że skoro śluby to czemu nie chrzciny, komunie i inne wydarzenia? Słusznie. Takie rozszerzenie nie pociąga za sobą dodatkowych kosztów (np. nowego sprzętu) a przyniesie zysk.
Wniosek: nie skupiaj się na jednej, wąskiej możliwości, wykorzystuj też inne, które pasują do Twoich zainteresowań, a nie wymagają dodatkowo zbyt wielkich inwestycji. Jesteś dobry w fotografii ślubnej – raczej podobnie będzie z innymi uroczystościami.
Tu mała dygresja: czemu piszę o „podobnych uroczystościach” i „zbyt wielkich inwestycjach” – bo niektórzy rzucają się od razu na pokrewne, ale jednak inne działy, co nie zawsze się sprawdza. W tym przypadku fotograf mógłby zacząć kompletować np. studio fotograficzne. Jednak to, że zdjęcia w plenerze wychodzą Ci świetnie – może, ale nie musi, oznaczać że równie dobrze będziesz się czuć robiąc zdjęcia studyjne – pozowane, produktowe czy biznesowe. A koszt wyposażenia to już spora inwestycja, dobrze by było żeby zwróciła się z nawiązką, a jednocześnie praca nie była dla Ciebie udręką. Zacznij więc lepiej od dziedzin pokrewnych i zaufaj swojej intuicji.
Mamy już dwie nogi taboretu. Fotograf uniezależnił się od sezonowości swojego zajęcia rozszerzając je bezkosztowo o zajęcia pokrewne.
Niestety na taborecie o dwóch nogach nie da się jeszcze siedzieć wygodnie – jeśli fotograf złamie (swoją ;)) nogę traci dochody, bo nie uniezależnił swojej pracy od swojej obecności. Za to pojawia się zasadnicza trudność – najprostszy pomysł już został wykorzystany, wciąż jednak nie mamy stabilizacji, co teraz?
Teraz trzeba pomyśleć co będzie jeśli „złamię nogę”… Co się stanie z moimi zarobkami, z moim życiem, ze mną jeśli nie będę robić przez kilka tygodni, a nawet miesięcy tego, co jest podstawą mojego pomysłu na biznes.
Trzeba znaleźć trzecią nogę do naszego taboretu: coś co da nam stały dochód, niezależny od naszej kondycji fizycznej, psychicznej czy urlopu.
Tu może być trudniej wpaść na odpowiedni pomysł, ale jak już się rozkręcicie to może i czwarta noga do taboretu przyjdzie Wam do głowy. W przypadku prowadzenia działalności jest o tyle łatwiej, że legalnie możecie robić wiele rzeczy, wystarczy dopisać odpowieni kod PKD i niemal każda działalność stoi przed Wami otworem.
Wróćmy do fotografa. Co może zrobić, żeby zarabiać nie biegając z chrzcin na ślub, a z rana znów na komunię? Pomysłów jest pewnie sporo, wiele też zależy od jego konkretnej sytuacji. Stały dodatkowy dochód może generować na przykład wynajem mieszkania, garażu czy nawet pokoju, jeśli mieszkanie się do tego nadaje, a nasz fotograf nie jest samotnikiem. Ale załóżmy, że nie ma nic. Mi w pierwszej kolejności przychodzi do głowy sprzedaż zdjęć w agencjach fotograficznych i na tzw. stockach. W wolnych chwilach może fotografować co się da (przy okazji ćwicząc warsztat), poza tym przy każdej sesji ślubnej powstaje sporo zdjęć elementów, które są uniwersalne – jak złote obrączki leżące na tacy, zbliżenia kwiatów, świece, kokardy itp. Jeśli będą neutralne i nie naruszą niczyjej prywatności bądź praw autorskich to mogą pracować, poszerzając dochody fotografa i nieco uniezależniając go od konkretnych zleceń. Oczywiście, żeby zarabiać w ten sposób sensowne pieniądze nie wystarczy jedno czy dwa zdjęcia, ale z czasem powiększające się portfolio przyniesie stałe zyski, niezależne od tego czy w danym miesiącu spędzimy dwa tygodnie na wakacjach, czy nie. To taka baza, która pozwoli nam spokojnie gdzieś wyjechać… albo sobie pochorować 😉
Co takiego możesz robić, nawet jeśli w tej chwili myślisz, że nic nie potrafisz i nic nie masz? Kilka pomysłów przedstawię w kolejnym poście. Do tego czasu pomyśł co lubisz robić i czy nie da się na tym jakoś zarobić.
Wciąż zachęcam do poszukiwania w pierwszej kolejności działań, które nie wiązałyby się z dużymi inwestycjami. Można oczywiście kupić mieszkanie na wynajem, ale kilka lat minie zanim nam się ta inwestycja zwróci i zacznie zarabiać. O inwestycjach można pomyśleć kiedy już taboret będzie stał stabilnie na 3 nogach.
Tu mamy kolejną zaletę takiego podejścia – kiedy mamy już stabilne źródła dochodów możemy myśleć spokojniej o inwestycjach – możemy wybrać korzystniejsze, nawet jeśli są długofalowe, możemy też zaryzykować, bo nawet jeśli coś się nie uda to strata nie wpędzi nas w ruinę. W pierwszej kolejności warto jednak wykorzystywać zasoby, które już posiadamy.
Dywersyfikacja źródeł zarobków sprawdza się też w przypadku osób pracujących na etacie. Dodatkowe zarobki poza etatem, nawet podstawowe, dają poczucie bezpieczeństwa. Wizja straty pracy w tej sytuacji nie jest taka straszna a poczucie bezpieczeństwa pozwala nam też śmielej upominać się o podwyżkę czy inne benefity u szefa. Kiedy liczymy tylko na jedno źródło zarobków, albo, co gorsza, uzależniamy się od niego całkowicie biorąc kredyty i licząc na to, że przez kolejne ileś lat nie czeka nas żadna zmiana, to niestety musimy się liczyć z ogromnym stresem w razie jakichkolwiek zawirowań.
Dlatego polecam Wam czerpanie z doświadczenia innych i poskładanie swojego własnego taboretu, na początek przynajmniej o 3 nogach 🙂