Dziś mamy Dzień Pozytywnego Myślenia.
Oraz Światowy Dzień Mokradeł, co jakoś mi niezbyt pasuje tematycznie, ale co zrobić. Może macie pomysł jak połączyć świętowanie jednego i drugiego? 😉
Dziś będzie kilka słów o tym pierwszym temacie, bo drugiego jeszcze nie zgłębiłam.
Pozytywne myślenie daje nam bardzo dużo, chociaż, jak zauważyłam, ostatnio pojawia się też wiele opinii ekspertów nieco chłodzących zapędy do nadmiernego entuzjazmu w tym kierunku.
Z jednej strony to prawda, że pozytywne myślenie pomaga w życiu, sprawia że łatwiej nam przyjąć porażki i dalej dążyć do celu. Sprawia też, że na co dzień czujemy się po prostu szczęśliwsi, bo „nasza szklanka jest w połowie pełna”. Z drugiej strony eksperci zwracają uwagę na to, że warto pamiętać o pewnej równowadze. Ostatnio wiele osób zachęca nas do przyjęcia postawy bezkrytycznego, absolutnego optymizmu upraszczając pozytywne myślenie do haseł w stylu: „jeśli bardzo chcesz to na pewno Ci się uda”, „możesz wszystko”, „Twoje myśli tworzą Twoją rzeczywistość” itd. Nie jestem fanką takich frazesów, nie będę tego ukrywać. Uważam, że życie jest skomplikowane, bywa niesprawiedliwe, ciężkie, a przede wszystkim nie jesteśmy odklejeni od otaczającego nas świata i wpływ na nasze życie ma też wiele niezależnych od nas okoliczności. Nie ma co się oszukiwać, że wszystko zależy od nas, że możemy wszystko, że wszystko zawsze nam się uda – wystarczy tylko chcieć. Zwłaszcza, jeśli skupimy się tylko na tym „chceniu” i „myśleniu”. Nie lubię takiego upraszczania pozytywnego myślenia do chęci i pustych haseł.
Nie wszystko zależy od nas, są sytuacje, które nas spotykają bez naszego udziału.
Mam jednak wrażenie, że zazwyczaj jest ich mniej niż nam się wydaje. Bo chociaż nie jest prawdą, że sami kreujemy nasze życie, to nie jest też prawdą, że wszystko co nas spotyka jest niezależne od nas. Czasem warto zmierzyć się z nieprzyjemną prawdą, że w wielu kwestiach nasze życie jest konsekwencją podjętych wyborów, że mogłoby się potoczyć inaczej gdybyśmy kiedyś podjęli inne decyzje. I że póki żyjemy to nie jest za późno, żeby coś zmienić.
Tak czy inaczej pozytywne myślenie pomaga nam pogodzić się z tym co dostajemy od losu i walczyć o to co możemy jeszcze sami zmienić.
Grunt to wziąć w swoje ręce tę część naszego życia, która zależy od nas i działać, bo oprócz dostrzegania pozytywnych stron i snucia planów o świetlanej przyszłości musimy sobie ją po prostu budować. Samo myślenie, choćby bardzo pozytywne nie wystarczy.
Nie można przeceniać siły pozytywnego myślenia, ale nie warto też go całkowicie odrzucać. Pozytywne myślenie powinno nam dodawać siły w trudnych momentach, pomagać znosić niepowodzenia i pozwalać nam cieszyć się z codzienności.
Kiedyś chodziłam do lekarki, która na wstępie pytała „Co dobrego?”. Za pierwszym razem byłam bardzo zaskoczona, myślałam, że się przesłyszałam. Przecież poszłam do lekarza. Jak to „co dobrego”? Przyszłam z nastawieniem żeby się skarżyć na coś, a tu takie pytanie na dzień dobry. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam i doceniłam sens tego pytania. Potem już poszło z górki i przyznam, że zdarzało mi się czekając w kolejce przypominać sobie w głowie co dobrego mnie ostatnio spotkało czym mogłabym się pochwalić na początku rozmowy. Zawsze znalazły się jakieś sukcesy – zaliczona sesja, miłe wakacje, ciekawy projekt w pracy – którymi mogłam miło zacząć spotkanie.
Teraz myślę, że częściej powinniśmy pytać „Co dobrego?” zamiast „Co słychać?”. Nie zdziwcie się jednak, że większość odpowiedzi i tak zacznie się od narzekania… jest mimo to nadzieja, że nawet najbardziej zatwardziali pesymiści w końcu zrozumieją o co pytacie 😉
Pozytywne myślenie jest dla mnie bardzo ważną częścią życia i mojego podejścia. To nie znaczy, że u mnie zawsze wszystko jest dobrze. Życie nie jest albo różowe albo czarne – bardzo dobre, albo złe – bez względu na nasze podejście. Zwykle jest gdzieś pomiędzy. Pozytywne nastawienie nie zmieni magicznie całej rzeczywistości, ale może nam pomóc. Są w naszym życiu wydarzenia na które nie mamy wpływu, ale więcej jest tych na które mamy wpływ i to tutaj pozytywne myślenie się przydaje. Optymistom o tyle łatwiej jest realizować cele i marzenia, że nie rzucają sami sobie kłód pod nogi. Reszta procesu pozostaje podobna dla wszystkich – planowanie, myślenie i wysiłek. Zazwyczaj spory wysiłek. Ale pesymista na każdym kroku sam siebie ciągnie w dół, nie wierzy, że się uda, widzi swoje porażki i nie dostrzega sukcesów – w ten sposób łatwiej się zniechęcić. Bywa, że gdy już dotrze na wymarzony szczyt to przyjmuje go za oczywistość i patrzy ponuro na kolejne. Myśli sobie „e tam, nic nie zrobiłem fajnego”, albo „i co z tego, że mi się udało, inni mają więcej”, albo też „ok, udało się, ale zobaczymy na jak długo”.
Po co tak myśleć? Moje racjonalne i praktyczne podejście do rzeczy podpowiada mi zawsze w takiej sytuacji pytanie: „co mi to da?” Tak, zwyczajnie co osiągnę, jaki będzie efekt myślenia w ten lub inny sposób? Czy przybliży mnie do celu? Czy doda mi sił i sprawi, że będę chętniej realizowała kolejne cele? Dla mnie myślenie pesymistyczne sprawi, że będę smutna i sfrustrowana. Wiecznie nieszczęśliwa. Czy ja tego chcę? Nie. Więc nie będę sobie tego robiła.
Nad tym co myślą inni ludzie nie panuję, ale nad tym co ja myślę mogę przynajmniej starać się panować. Tak, to od nas zależy czy pochwalimy sami siebie za sukces, czy go będziemy podważać i umniejszać.
Mózg ponoć działa odruchowo, powtarza pewne schematy, ale warto nad tymi schematami pracować. Jeśli są negatywne to warto starać się je zmienić. Po jakimś czasie na prawdę dostrzeżemy pozytywy. Jeśli mamy poczucie, że nie jesteśmy w stanie sami tego zrobić możemy poprosić o pomoc specjalistę – psychologa. Całe szczęście irracjonalny wstyd przed udaniem się po takie wsparcie w naszym społeczeństwie mija. I mam nadzieję, że minie całkowicie i to jak najszybciej. Po to psycholog kształci się wiele lat, abyśmy mogli korzystać z jego pomocy, nie ma w tym przecież nic czego powinno się wstydzić!
Sporo pesymistów lubi tłumaczyć, że to wcale nie pesymizm a realizm. Ale czym powinien być realizm? Możliwie suchym opisem rzeczy – takimi jakimi są. Bez zabarwień negatywnych lub pozytywnych. Jeśli ktoś marudzi, że ma mieszkanie, ale jest za małe i wolałby większe, ma pracę, ale jest nudna i za słabo (w jego ocenie) płatna, ma samochód, ale stary i wolałby nowszy… to to jest pesymistyczne podejście. Realistyczne musiało by się ograniczyć do suchych faktów: „mam mieszkanie 36 metrów, mam pracę i zarabiam 2 tysiące, mam ośmioletni samochód”, ale dla pesymisty to mogłoby brzmieć zbyt optymistycznie! Ileś osób mogłoby mu pozazdrościć warunków, a to przecież nie mieści się w smutnym obrazie własnego życia pesymisty. Nie dajcie się oszukać. Realizm nie ocenia, za każdym razem gdy dodajecie coś od siebie, jakiś przymiotnik płynący z głębi serca, przedstawiacie już własny obraz, nacechowany przez wasze podejście do sprawy.
Co ciekawe, realizm może pomóc w ukierunkowaniu myśli na pozytywną stronę. Myśl „mam mieszkanie”, ogołocona z jego niedostatków, może pomóc nam złapać lepszą perspektywę. Może być wstępem do myślenia pozytywnego i dostrzegania tego, co mamy, zamiast samych braków.
Z okazji Dnia Pozytywnego Myślenia wszystkim pesymistom polecam ćwiczenie pozytywnego myślenia, aż wejdzie Wam w nawyk. Bo chociaż optymizm w żaden magiczny sposób nie odmieni Wam życia, to jednak je ułatwi, sprawi, że będzie milsze dla Was i dla Waszego otoczenia, a zwłaszcza dla bliskich. Warto, bo życie mamy jedno, szkoda byłoby spędzić je w wiecznym niezadowoleniu. I tak jak inne postanowienia – nie odkładajcie tego na kiedyś, do wiosny, jak będzie lepiej, cieplej i ładniej – trzeba zacząć teraz.
Nie myślcie sobie – robię to też z egoizmu. O wiele milej rozmawia się z optymistami 😀